Niezwykle ciężko być liderem w Fantasy Ekstraklasie, zdecydowanie lepiej gonić niż bronić - mówi Michał Chomik z Olsztyna, menedżer klubu TORN HELKAR 3
FANTASY EKSTRAKLASA: Po dziewiątej kolejce wskoczył Pan na pozycję lidera, której nie oddał do samego końca. Jak to jest być liderem w Fantasy Ekstraklasie?
MICHAŁ CHOMIK: Na początku poczułem nieopisaną radość, a wręcz euforię, bo wreszcie decyzje, które podejmowałem, okazały się trafne. Biorę udział w menedżerach fantasy chyba już ze 12 lat i pozycja lidera w Fantasy Ekstraklasie, którą udało mi się wywalczyć, to był mój największy sukces. Jeszcze do niedawna nawet nie do wyobrażenia.
Euforia do potęgi, a może nawet do potęgi trzeciej, nastąpiła tydzień później.
- Oj tak, po 10. kolejce powiększyłem przewagę z sześciu do aż 39 punktów. Mało tego, całe podium należało do moich drużyn. Jednak od tego momentu zaczęła się kalkulacja, podejmowanie bezpiecznych decyzji (często nie w moim stylu), żeby tylko nie dać się przegonić. Najgorsze były trzy ostatnie rundy spotkań, bo wtedy to już zupełnie skupiłem się na analizowaniu składów rywali z czuba tabeli. Dlatego wracając do pierwszego pytania - niezwykle ciężko być liderem w Fantasy Ekstraklasie, zdecydowanie lepiej gonić niż bronić.
Jakieś spektakularne transfery w trakcie rundy? A może te chybione?
- Teraz gdy o tym myślę i co trochę dziwnie zabrzmi, ale przychodzi mi do głowy Śląsk Wrocław (w jednym i drugim przypadku). „Dziką kartę” wykorzystałem już w szóstej kolejce i kupiłem wtedy taniego, grającego obrońcę - niby tylko na ławkę, Konrada Poprawę. Z musu musiałem wystawić go jednak w 9. kolejce. Strzelił gola i zapamiętam jego jako tego, dzięki któremu zdobyłem pierwszą w mojej historii pozycję lidera. Korzystając wówczas z „Dzikiej karty” kupiłem też Filipa Bednarka. Miał być na podwójną kolejkę (a przecież pamiętamy jak Lech grał na początku sezonu) i o dziwo zaczął od tamtej pory łapać kolejne czyste konta. Wracając jednak do Śląska. Na początku miałem swojego mega jokera - Quintanę, który w preseasonie prezentował się bardzo dobrze. Po kilku kolejkach jednak już wiedziałem, że to nie był dobry wybór.
Ostatnia kolejka (kolejka łączona) mogła namieszać w generalce, jednak Lechia i Górnik zawiodły grupę pościgową. Zgadza się?
- Tak. Ja miałem tylko trzech zawodników z zespołów grających dwa mecze, przy sześciu innych menedżerów, którym jeszcze często został do wykorzystania bonus „Ławka Punktuje”. Gdyby tylko padło więcej goli w meczach klubów z podwójną kolejkę, to myślę, że na Pana pytania odpowiadałby teraz ktoś inny (śmiech).
Pańska drużyna (ta druga) wygrała elitarną ligę prywatną WIEŚCI Z SZATNI. Tutaj o wygranej zdecydowała bramka w ostatniej minucie ostatniego meczu rundy jesiennej.
- No właśnie nie do końca. Od początku tego meczu miałem dokładnie policzony każdy najmniejszy punkt i wiedziałem, że wynik 1:1 (oczywiście bez dodatkowych punktów zawodników robiących różnicę z zespołu Naprzód Łopata, z którym toczyłem zażartą walkę w tej lidze, a której menedżera mocno pozdrawiam i już jesteśmy omówieni na rewanż wiosną) daje mi zwycięski remis, gdyż miałem lepszy wynik w najlepszej kolejce całej rundy (punkt regulaminu). Gola Łukasza Zwolińskiego nawet nie zauważyłem, bo tak byłem skupiony na wyszarpanym remisie. Jego bramka dała mi dodatkowe 5 punktów przy dodatkowych trzech punktach Naprzód Łopata, bo w tej drużynie było trzech gdańszczan. Po jakimś czasie okazało się, że bramka Zwolińskiego dała mi za to utrzymanie drugiej pozycji w klasyfikacji generalnej. Dzięki niemu oprócz zwycięstwa, mogę pochwalić się także zaszczytnym tytułem wicelidera Fantasy Ekstraklasy.
Na koniec niech Pan napisze, czy ma Pan drużynę w Menedżerze Mundialu i jaki Pan przewiduje wynik meczu Polska – Meksyk?
- Oczywiście, że mam. Menedżery fantasy to nie tylko moje hobby, ale i wielka pasja, więc nie wyobrażam sobie mistrzostw świata bez ułożenia własnej ekipy. Z Meksykiem przewiduję remis 0:0 lub 1:1. Później 3 punkty i wychodzimy z grupy z mocnym bilansem czterech oczek.